Różnice między muzułmańską Malezją, a hinduską Bali dało się odczuć zaraz po wylądowaniu, kiedy to każdy napotkany człowiek nagabywał nas by pomóc z bagażem (oczywiście odpłatnie), zaoferować transport czy też po prostu by coś kupić. Po miesiącu błogiego spokoju w Malezji, doznałyśmy delikatnego szoku, gdy na każdym kroku ktoś namawiał do kupna i zaczynał targowanie się. Wciąż trzeba było odmawiać i nie dało się przejść spokojnie ulicą. Najlepiej wychodziła odmowa Sarze, która gdy tylko ktoś spojrzał na nią lub się uśmiechnął, już na wstępie krzyczała “Tidak, Terima kashi”, co oznacza NiE! Dziękuje! Sprzedawcy tylko się śmiali i dawali Nam spokój
Pierwsze rozczarowanie dopadło Mnie już na lotnisku w Denpasar, gdy bezskutecznie poszukiwałam autobusu by dostać się do centrum, za to wszędzie nachalnie nagabywali nas taksówkarze, co jeden to droższy! No nie bardzo wierzyłam im (choć to okazało się prawdą), że na Bali można przemieszczać się tylko taksówkami lub skuterami, ostro broniłam się przed kolejnym taksówkowym naciągaczem ;) W takich sytuacjach szukasz bratniej duszy, kogoś jak Ty w simbadach i z beckpacker’skim plecakiem na plecach…
Właśnie na lotnisk w Denpasar poznałyśmy Anię, młodą Niemkę podróżującą samotnie od 9 miesięcy! Przez następne dni dzieliłyśmy pokoje w hostelach, transport, zakupy i razem spędziłyśmy trochę czasu na Bali…
Kuta okazała się jednak kociołkiem chaosu, traffic’u i spędem turystów… Międzynarodowe sklepy i restauracje oraz wyrastające w tle plaży dźwigi budowlane nie zrobiły na Nas dobrego wrażenia i już następnego dni wyruszyłyśmy w dalsze zakątki wyspy….
no komentarze/-y